*Dobra! Postanowiłam napisać opowiadanie. nie wiem jak wyszło. Sami oceńcie... od razu mówię, że będzie o Brunie, ale zupełnie inny niż te wszystkie co są na pingerze. czyli to nie będzie 'Me+ Bruno = Love' tylko coś...innego . Może się więc nie spodobać, ale warto spróbować. Mogłam robić o miłości, ale już przeczytałam ( i czytam) tyle opowiadań, że chyba nie zdołałabym wymyślić czegoś twórczego i oryginalnego. :]
więc teraz nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłego czytania ;]*
------------------------------------------------------------------------------------------------------
1 lipiec, piątek, samolot.
Nie wierze, nie wierze!
Właśnie, z powodu wygranego konkursu, lecę samolotem na dwutygodniową, muzyczną kolonie do Los Angeles! Internecie! Jestem ci wdzięczna przysługę, że akurat trafiłam na ten konkurs! Już się nie mogę doczekać… kurczę, nigdy wcześniej nie pomyślałam, że pani pedagog ze szkoły miała racje, żebym ‘wylewała’ swoje emocje w pamiętniku… że niby ‘ma to mnie otworzyć na ludzi’… w każdym razie bardzo zawzięłam się z pisaniem tego pamiętnika, do tego stopnia, że teraz to piszę zamiast podszkalać mój angielski!
Sajonara…!
------------------------------------------------------------------------------------------------------
2 lipiec, sobota, pokój hotelowy.
Jejuśkuuu! Jak tu jest fajnie!
To może po kolei:
Po pierwsze ktoś powinien naprawdę zastanowić się i wynaleźć ‘coś’ żeby tak nie trzęsło samolotem przy lądowaniu! Poczytałam trochę w Internecie na moim iPod’zie o tym całym lądowaniu, i wszystko poszło dobrze. Nie miałam problemu z znalezieniem walizki, ani z znalezieniem opiekuna. Była to pani Jessica, która już na mnie czekała.
Kiedy dojechałyśmy przeżyłam szok.! Przez kolejne dwa tygodnie będę mieszkać w wieżowcu!
- I jak ci się podoba Alice? – spytała Jess.
- Cudownie!
Weszłyśmy do windy i pojechałyśmy na przedostatnie piętro. Tam w wielkiej Sali, która była chyba także stołówką, czekałyśmy chwilkę. Potem wszedł inny dorosły człowiek z pewnym chłopcem, który chyba też jest przyjezdny. Następnie trzydzieści trzynasto, czternasto i piętnastolatków wlepiało swe ślepia w dwie kobiety i mężczyznę stojących na podeście.
Jedna z kobiet zaczęła:
- witajcie! Przez kolejne dwa tygodnie, myślę że będziecie się świetnie bawić. Przygotowaliśmy dla was mnóstwo niespodzianek . Ale najpierw się przedstawimy. Ja nazywam się Elizabeth Abbey, to jest Jessica Clark i Greg Alvin- W tym momencie wskazała na swoich pozostałych towarzyszy – myślę, że pierwszej niespodzianki nie muszę wam przedstawiać – Elizabeth uśmiechnęła się lekko.
Wtedy wszystkich oczy wszystkich zwróciły się na drzwi, gdzie wchodził … tak … tak… Bruno Mars!
-Peter, choć do nas- zaśmiała się Jess
Bruno podszedł do niej i się przywitał:
- Hey guys! - a po chwili dodał ze śmiechem zwracając się do Elizabeth:
- Eliz, nie wiedziałem, że jestem prezentem!
Potem Gregor y nas wreszcie oświecił. Dowiedzieliśmy się, że nasze pokoje są na ostatnim Pietrze i że w każdym jest oddzielna łazienka, oraz że jeden pokój przypada na dwie osoby. Tu, gdzie się teraz znajdowaliśmy jest stołówko-świetlica, a poziom niżej pokoje, w których będziemy się uczyć śpiewać. Było już późno, w LA 22.00, więc każdy dostał kluczyk z numerkiem, a następnie musiał znaleźć swój pokój.
Nie szybko odnalazłam mój nr, bo był na samym końcu korytarza . nr 143. Położyłam walizkę i zaczęłam się rozpakowywać . Właśnie kończyłam rozpakowywanie ubrań do szafki, gdy ktoś zapukał.
‘No, nareszcie- mój współlokator’ – pomyślałam.
-Otwarte! – krzyknęłam, gdy ten ktoś zapukał drugi raz. Wtedy moim oczom ukazała się niewielka postać w czerwonej koszuli w kratę, dżinsach i kapelusiku, oraz z walizką.
W pierwszej chwili myślałam realistycznie: ‘pewnie on tu nie nocuje i się przyszedł pożegnać ze wszystkimi… ‘
Ale po tym jak rzucił swoją walizkę w kąt i rozsiadł się na drugim łóżku, przywiał moje optymistyczne myśli.
- no więc… Bruno, a ty? – uśmiechnął się zawadiacko.
- Alice.
Po chwili ciszy wykrztusiłam z siebie:
- to ty jesteś moim zagubionym współlokatorem?
- tak – zaśmiał się.
Patrzyłam na niego jak głupia. Po chwili ocknęłam się i powróciłam do rozkładania ciuchów.
- ile masz lat? – zagadnął.
-13.
-sądząc po twoim akcencie nie jesteś Angielką.
-nie, Polką.
-naprawdę?
-yhym..
-fajnie, jak tu się dostałaś?
Opowiedziałam mu o całym konkursie.
- szczęściara.
-czemu?
- bo wygrałaś konkurs, jesteś na super koloni i dzielisz pokój z Bruno Marsem! – wyszczerzył ząbki.
Uśmiechnęłam się- tak, tak… Nie pochlebiaj sobie! :)
- no już dobra, dobra…
Rozmawiałam z nim przez cały czas, gdy się rozpakowywałam. Fajnie się gadało, ale zrobiło się późno. Nie obyło się bez komentarza na temat mojej piżamy.
Wyszłam z łazienki:
- co? Coś nie pasuje?- spojrzałam na niego a potem na moją piżamę, która składała się z zwykłych krótkich spodenek i długiej bluzki, która wyglądała jakby dostałam ją od jakiegoś piłkarza- bo dostałam.
- nie, nic. – zachichotał- skąd wytrzasnęłaś taką bluzkę?
- kiedyś znajomi wyciągnęli mnie na mecz…
-…i kupiłaś bluzkę drużyny która grała?- wtrącił się
-tak, i jeszcze sprzedawał ją claun z wielkim, czerwonym nosem!– sarkazm-No pewnie, że nie! Jeden piłkarz rzucił w moją stronę po wygranym meczu.
- i teraz w tym śpisz?
- tak, a co. – uśmiechnęłam się mimowolnie.
- nic, nic. – ponownie ukazał swój śnieżnobiały uśmiech.
- już nie bądź tak mądry, zobaczymy jaką ty masz piżamę – zaśmiałam się.
I rzeczywiście. Myślę, że nie będę przytaczać rozmowy… :D
A co do piżamy…
Bez komentarza. :)
To chyba na tyle, jeśli chodzi o 1 lipca… teraz muszę chować pamiętnik do torby, bo chyba pan ‘sexy piżama’ się budzi.
Najwyższa pora …
------------------------------------------------------------------------------------------------------
więc teraz nie pozostaje mi nic innego jak życzyć miłego czytania ;]*
------------------------------------------------------------------------------------------------------
1 lipiec, piątek, samolot.
Nie wierze, nie wierze!
Właśnie, z powodu wygranego konkursu, lecę samolotem na dwutygodniową, muzyczną kolonie do Los Angeles! Internecie! Jestem ci wdzięczna przysługę, że akurat trafiłam na ten konkurs! Już się nie mogę doczekać… kurczę, nigdy wcześniej nie pomyślałam, że pani pedagog ze szkoły miała racje, żebym ‘wylewała’ swoje emocje w pamiętniku… że niby ‘ma to mnie otworzyć na ludzi’… w każdym razie bardzo zawzięłam się z pisaniem tego pamiętnika, do tego stopnia, że teraz to piszę zamiast podszkalać mój angielski!
Sajonara…!
------------------------------------------------------------------------------------------------------
2 lipiec, sobota, pokój hotelowy.
Jejuśkuuu! Jak tu jest fajnie!
To może po kolei:
Po pierwsze ktoś powinien naprawdę zastanowić się i wynaleźć ‘coś’ żeby tak nie trzęsło samolotem przy lądowaniu! Poczytałam trochę w Internecie na moim iPod’zie o tym całym lądowaniu, i wszystko poszło dobrze. Nie miałam problemu z znalezieniem walizki, ani z znalezieniem opiekuna. Była to pani Jessica, która już na mnie czekała.
Kiedy dojechałyśmy przeżyłam szok.! Przez kolejne dwa tygodnie będę mieszkać w wieżowcu!
- I jak ci się podoba Alice? – spytała Jess.
- Cudownie!
Weszłyśmy do windy i pojechałyśmy na przedostatnie piętro. Tam w wielkiej Sali, która była chyba także stołówką, czekałyśmy chwilkę. Potem wszedł inny dorosły człowiek z pewnym chłopcem, który chyba też jest przyjezdny. Następnie trzydzieści trzynasto, czternasto i piętnastolatków wlepiało swe ślepia w dwie kobiety i mężczyznę stojących na podeście.
Jedna z kobiet zaczęła:
- witajcie! Przez kolejne dwa tygodnie, myślę że będziecie się świetnie bawić. Przygotowaliśmy dla was mnóstwo niespodzianek . Ale najpierw się przedstawimy. Ja nazywam się Elizabeth Abbey, to jest Jessica Clark i Greg Alvin- W tym momencie wskazała na swoich pozostałych towarzyszy – myślę, że pierwszej niespodzianki nie muszę wam przedstawiać – Elizabeth uśmiechnęła się lekko.
Wtedy wszystkich oczy wszystkich zwróciły się na drzwi, gdzie wchodził … tak … tak… Bruno Mars!
-Peter, choć do nas- zaśmiała się Jess
Bruno podszedł do niej i się przywitał:
- Hey guys! - a po chwili dodał ze śmiechem zwracając się do Elizabeth:
- Eliz, nie wiedziałem, że jestem prezentem!
Potem Gregor y nas wreszcie oświecił. Dowiedzieliśmy się, że nasze pokoje są na ostatnim Pietrze i że w każdym jest oddzielna łazienka, oraz że jeden pokój przypada na dwie osoby. Tu, gdzie się teraz znajdowaliśmy jest stołówko-świetlica, a poziom niżej pokoje, w których będziemy się uczyć śpiewać. Było już późno, w LA 22.00, więc każdy dostał kluczyk z numerkiem, a następnie musiał znaleźć swój pokój.
Nie szybko odnalazłam mój nr, bo był na samym końcu korytarza . nr 143. Położyłam walizkę i zaczęłam się rozpakowywać . Właśnie kończyłam rozpakowywanie ubrań do szafki, gdy ktoś zapukał.
‘No, nareszcie- mój współlokator’ – pomyślałam.
-Otwarte! – krzyknęłam, gdy ten ktoś zapukał drugi raz. Wtedy moim oczom ukazała się niewielka postać w czerwonej koszuli w kratę, dżinsach i kapelusiku, oraz z walizką.
W pierwszej chwili myślałam realistycznie: ‘pewnie on tu nie nocuje i się przyszedł pożegnać ze wszystkimi… ‘
Ale po tym jak rzucił swoją walizkę w kąt i rozsiadł się na drugim łóżku, przywiał moje optymistyczne myśli.
- no więc… Bruno, a ty? – uśmiechnął się zawadiacko.
- Alice.
Po chwili ciszy wykrztusiłam z siebie:
- to ty jesteś moim zagubionym współlokatorem?
- tak – zaśmiał się.
Patrzyłam na niego jak głupia. Po chwili ocknęłam się i powróciłam do rozkładania ciuchów.
- ile masz lat? – zagadnął.
-13.
-sądząc po twoim akcencie nie jesteś Angielką.
-nie, Polką.
-naprawdę?
-yhym..
-fajnie, jak tu się dostałaś?
Opowiedziałam mu o całym konkursie.
- szczęściara.
-czemu?
- bo wygrałaś konkurs, jesteś na super koloni i dzielisz pokój z Bruno Marsem! – wyszczerzył ząbki.
Uśmiechnęłam się- tak, tak… Nie pochlebiaj sobie! :)
- no już dobra, dobra…
Rozmawiałam z nim przez cały czas, gdy się rozpakowywałam. Fajnie się gadało, ale zrobiło się późno. Nie obyło się bez komentarza na temat mojej piżamy.
Wyszłam z łazienki:
- co? Coś nie pasuje?- spojrzałam na niego a potem na moją piżamę, która składała się z zwykłych krótkich spodenek i długiej bluzki, która wyglądała jakby dostałam ją od jakiegoś piłkarza- bo dostałam.
- nie, nic. – zachichotał- skąd wytrzasnęłaś taką bluzkę?
- kiedyś znajomi wyciągnęli mnie na mecz…
-…i kupiłaś bluzkę drużyny która grała?- wtrącił się
-tak, i jeszcze sprzedawał ją claun z wielkim, czerwonym nosem!– sarkazm-No pewnie, że nie! Jeden piłkarz rzucił w moją stronę po wygranym meczu.
- i teraz w tym śpisz?
- tak, a co. – uśmiechnęłam się mimowolnie.
- nic, nic. – ponownie ukazał swój śnieżnobiały uśmiech.
- już nie bądź tak mądry, zobaczymy jaką ty masz piżamę – zaśmiałam się.
I rzeczywiście. Myślę, że nie będę przytaczać rozmowy… :D
A co do piżamy…
Bez komentarza. :)
To chyba na tyle, jeśli chodzi o 1 lipca… teraz muszę chować pamiętnik do torby, bo chyba pan ‘sexy piżama’ się budzi.
Najwyższa pora …
------------------------------------------------------------------------------------------------------
-
Gość:
-
Marsoholiczka: